Scenariusz filmu oparty został na relacjach uczestników wyprawy, która zakończyła się dla niektórych tragicznie, dla innych było to traumatyczne przeżycie.
Uczestnicy spotykają się w Kathmandu z organizatorem wyprawy. Wszystkim dopisuje humor, są podekscytowani i gotowi na największe wyzwania. Każdy z uczestników ma doświadczenie we wspinaczce wysokogórskiej. Z Kathmandu jadą do obozu adaptacyjnego, gdzie spotykają grupy innych organizatorów.
To co uderza już od początku, to tłok. Mnóstwo ludzi na lotnisku, w Kathmandu, w obozie adaptacyjnym. Everest jako najwyższy szczyt świata przyciąga każdego, kto zdobywa wysokie szczyty. W obozie adaptacyjnym kilka grup różnych organizatorów czeka na tzw. okno pogodowe. Kiedy prognozy są optymistyczne, na szlaku również panuje tłok.
Jak powiedział szef wyprawy Rob Hall, powyżej 7500 m n.p.m. to strefa śmierci. Czas na przebywanie tam należy skrócić do minimum. Wszystkie nieprzewidziane utrudnienia powodują wydłużenie pobytu w tej strefie i zwiększają ryzyko śmierci.
Zakończenie tej wyprawy nie jest żadną tajemnicą. Miała ona miejsce w 1996 roku, a jej uczestnicy spisali swoje wspomnienia, jedni jako rodzaj terapii, inni aby oczyścić się z zarzutów lub kogoś oskarżyć o niedopatrzenia. Film dystansuje się od afektowanych dyskusji. Jego twórcy wskazują czynniki, które mogły złożyć się na przyczyny niepowodzenia. Tak jak w przypadku innych tragedii, tu również powód nie jest jeden. Złożyło się wiele przyczyn, które doprowadziły do śmierci kilku osób. Są to błędy systemu, komercyjne, zbyt liczne wycieczki, brak respektu przed przyrodą i idące za tym zaniedbania oraz uchybienia związane z tzw. czynnikiem ludzkim: niechęć do współpracy, osobiste animozje, niedopełnienie obowiązków, lekceważenie bezpieczeństwa, zbyt wielka wiara we własne siły, poddawanie się emocjom tam, gdzie powinien decydować rozsądek. Za niektórymi posunięciami być może stała chęć zysku i rutyna.
Grupa została zaskoczona przez burzę śnieżną, jednak gdyby każdy z uczestników wykonał to, co do niego należy, gdyby przy podejmowaniu decyzji nie kierowano się emocjami, być może zginęłoby mniej osób, albo może cała grupa wróciłaby do bazy. Już od początku pokazane są emocje uczestników, ich nadzieje, ekscytacja, ślepe dążenie do celu, aby udowodnić coś sobie i innym, aby spełnić marzenia. Emocje są zresztą przedstawione jako jeden z ważnych powodów tragedii. Dziś możemy tylko gdybać. Wygodnie jest oceniać z perspektywy kinowego fotela. Będąc tam, w tej euforii spełnionych marzeń, albo tak blisko ich spełnienia, być może działalibyśmy tak samo.
Lubię, kiedy twórcy zostawiają widzowi/czytelnikowi trochę luzu, trochę miejsca na wnioski i interpretację wydarzeń. Odebrałam ten film jakby twórcy starali się przedstawić fakty obiektywnie, jakby próbowali się zdystansować od wzajemnych oskarżeń uczestników wyprawy, a pokazać to, co mogło mieć wpływ na przebieg wyprawy.
Zwykle kiedy oglądam film w technologii 3D zastanawiam się, czy zastosowanie jej ma sens, czy to tylko metoda wyciągania kasy na droższe bilety. Tym razem było warto. Szczególnie zdjęcia w górach robią wrażenie. Rozległe przestrzenie, różnice wysokości, śnieżna pustynia, piękne widoki zasługują na najlepszą technologię. Przyroda jest zresztą najważniejszą bohaterką filmu. Gdyby nie góry, nie byłoby wyprawy. Gdyby nie jej piękno film nie robiłby takiego wrażenia. Góry przytłaczają, są piękne i groźne, a twórcy potrafili to uwypuklić.
Tytuł: Everest, 2015
Reżyseria: Baltasar Kormákur
Scenariusz: Simon Beaufoy, William Nicholson
Zdjęcia: Salvatore Totino
Muzyka: Dario Marianelli
Obsada:
Jason Clarke jako Rob Hall
Josh Brolin jako Beck Weathers
Jake Gyllenhaal jako Scott Fischer
John Hawkes jako Doug Hansen
Robin Wright jako Peach Weathers
Emily Watson jako Helen Wilton
Keira Knightley jako Jan Arnold
Michael Kelly jako Jon Krakauer
Elizabeth Debicki jako Caroline Mackenzie
Ingvar Eggert Sigurðsson jako Anatoli Boukreev
Naoko Mori jako Yasuko Namba
Moja ocena: 5/6