Mary Roach podejmuje się tematów, które dotyczą każdego z nas, które są wokół nas, ale o których się nie mówi – bo wstyd, bo nie wypada, bo niezręcznie. Tym razem stara się prześwietlić tematy związane z seksem, genitaliami, orgazmem u obu płci.
Przybliża nam nieco historię badań nad tematem (obrazując w całej rozciągłości hipokryzję i uprzedzenia panujące w minionych latach), jest dla nas przewodnikiem po laboratoriach i bibliotekach, prowadzi dla nas wywiady z naukowcami, którzy specjalizują się w badaniach specjalistycznych, wreszcie sama bierze udział w eksperymencie. Jej poszukiwania podążają czasem w niespodziewanych kierunkach (np. do chlewa), aby zaskoczyć nas puentą. Pokazuje nam również, że nie odeszliśmy daleko od czasów, kiedy genitalia i seks były tematem wstydliwym i jakoś niepokojącym. Niby oswoiliśmy się z tematem, a wciąż trzeba kluczyć i uważać na słowa, kiedy próbuje się zdobyć środki i akceptację ośrodków naukowych aby przeprowadzić badania. Badanie seksu dla wiedzy ciągle jest czymś zastanawiającym, niewłaściwym, dopiero opakowanie tematu w jakiś użyteczny, najlepiej medyczny cel, pozwala projekt zrealizować.
Mary Roach jak zwykle stanęła na wysokości zadania. Po kilku poprzednich książkach i tym razem otrzymałam rzetelnie przygotowaną porcję informacji, podaną lekko i z humorem. Zawiodą się wszyscy, którzy oczekują poradnika erotycznego lub pikantnych opisów. Bzyk zawiera informacje podane w sposób naukowy, a więc raczej beznamiętny, jeśli nie liczyć swoistego poczucia humoru, ironii i złośliwych wtrętów autorki. Należy się nastawić na odbiór faktów, które nie farbują uszu i policzków czerwienią, pozwalają natomiast poznać działanie organów, na temat których mało kto zwykle chce z nami rozmawiać.
Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to brakuje mi rozdziału podsumowującego wszystkie poprzednie. Aurorka wykonała kawał porządnej roboty, przyjrzała się problemowi z różnych stron, rozpatrzyła różne przypadki i książka kończy się, przechodzimy do podziękowań. Zdecydowanie jakiś mały rozdzialik na koniec by się przydał.
Wydawnictwo ZNAK, 2010 Forma wydania: papierowa Liczba stron: 288 Moja ocena: 4,5/6