Forma wydania: papierowa
Liczba stron: 400
Moja ocena: 3/6
Ania dawno już osiągnęła pełnoletność, a ślub nadal się nie szykuje. Jej matka, Beata, jest tym mocno zaniepokojona. Co prawda jest jakiś chłopak, Fryderyk, ale poważnych zamiarów nie deklaruje. Beata zwierza się ze swoich problemów przyjaciółce, a ta przedstawia gotowe rozwiązanie. Klub Matek Swatek powstał, kiedy dzieci członkiń były w podobnej sytuacji jak Ania – w latach, bez widoków na męża i dzieci. Wzięły sprawy w swoje ręce i w ciągu kilku miesięcy ich latorośle były po słowie. To samo grozi Ani. Panie jednak nie są nachalne. Nie narzucają i nie namawiają, a jedynie tworzą sprzyjające okazje. Żeby nie tracić czasu tworzą portret psychologiczny poszukiwanego i wynajdują w swojej bazie odpowiednich kandydatów.
Ania, nic nie wiedząc o spisku, okazyjnie kupiła mieszkanie na kredyt i szykuje się do przeprowadzki. Kiedy jednak próbuje się dostać do zaniedbanego mieszkania i zakłada, że z remontem się na razie powstrzyma z braku środków, znikąd materializuje się przystojny malarz, który próbuje wymóc kontrakt. Niebawem w życiu Ani pojawia się jeszcze jeden przystojny mężczyzna – policjant o zniewalającym spojrzeniu.
Ania i Beata działają niezależnie od siebie, ale ich poczynania w końcu zazębiają się, a wtedy sytuacja zaczyna się komplikować. Kolejni kandydaci do ręki Ani wypadają z gry, a kobiety wplątują się w aferę kryminalną. A wszystko przez tajemniczą Sowę i równie tajemniczego Wiertarę, którzy jeszcze niedawno byli związani z mieszkaniem Ani.
Wątek romansowy, który tutaj chyba powinien być główny, oparty jest na najbardziej prymitywnych podstawach. Ania co rusz wzdycha do czekoladowych oczu i kształtnych pośladków. Z żadnym z kandydatów na amanta nie łączy jej nic co wróżyłoby jakąkolwiek głębszą więź. Za to część kryminalna przedstawiona jest całkiem zgrabnie i zabawnie. Panie na początku trochę się miotają bez sensu, ale szybko łapią dryg i akcja szybko i sprawnie się rozkręca. Napięcie rośnie stopniowo, tarapaty są coraz poważniejsze, aż dochodzi do całkiem przemyślanego finału.
Bohaterowie przedstawieni są niestety dość powierzchownie, choć czasem możemy zajrzeć w ich historię i okazuje się, że każde z nich ma za sobą jakieś problemy, które odpowiednio wykorzystane mogłyby tej powieści dodać rumieńców.
Ewa Stec zawarła również pewne pedagogiczne przesłania: nie należy ingerować w życie innych, bo to się źle kończy; nie należy narzucać komuś własnej wizji życia, bo można kogoś utracić; natomiast należy ze sobą rozmawiać, to nie będzie nieporozumień i należy żyć w zgodzie ze sobą, to będziemy szczęśliwi. A, i należy mieć w życiu jakąś pasję, jaka by ona nie była, nigdy nie wiadomo kiedy się okaże przydatna, choćby to był nawet udział w pogrzebach w charakterze płaczek :).
Ogólnie, jeśli przymknąć oko na początkowy chaos i prymitywne podstawy związku młodych, to książka może być niezłą rozrywką.