Wojciecha Manna pamiętam z programów telewizyjnych i audycji radiowej Trójki. Każdy program z jego udziałem i każda audycja gwarantowały rozrywkę na przyzwoitym poziomie i sporą dawkę humoru, nie licząc wrażeń muzycznych. Dlatego też sięgnęłam po napisaną przez niego książkę, spodziewając się, że i tu się nie zawiodę.
RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą to biografia muzyczna. Autor rzadko porusza tematy osobiste, chyba, że są powiązane z kształtowaniem jego horyzontów muzycznych. Możemy prześledzić kolejne etapy rozwoju jego zainteresowań, kolejne przedsięwzięcia zawodowe, ale i pośrednio zaglądamy do tamtych czasów, kiedy to w głębokiej komunie przyjeżdżały do nas sławy zachodniej muzyki rozrywkowej na koncerty i nie bardzo mogły się odnaleźć w świecie bez nocnego życia. Wojciech Mann odkrywa przed nami także absurdy tamtych czasów, z którymi się zetknął.
Im bliżej czasów współczesnych tym bardziej informacje są mniej szczegółowe, a opowieść traci dynamizm, jakby był to okres mniej interesujący. Możliwe, że musiałby wspominać zbyt wiele osób, które cały czas działają w branży, a być może by sobie tego nie życzyły, a może zwyczajnie nie darzy go sympatią. To taka moja teoria, bo autor tego nie wyjaśnia.
Pozostała część książki to właściwie pasmo wspomnień, anegdot, żartów, wszystko napisane lekko i potoczyście, aż człowiek się znienacka budzi, kiedy przewraca ostatnią stronę. Książka bowiem kończy się nagle na początku lat dziewięćdziesiątych, jakby potem już nic nie było w muzyce. A może autor przygotowuje dla nas ciąg dalszy?
Pan Wojciech przejawia ogromny dystans do siebie i swoich umiejętności, jednocześnie z kompletnym brakiem arogancji i zarozumialstwa. Potrafi pisać o znanych sobie osobach życzliwie. Przedstawiony przez niego świat wydaje się nieco lepszy, bo widziany przez jego okulary, choć często przedstawiony jest ironicznie. Bardzo to ładnie współgra z wizerunkiem jaki wykreował w mediach – ciepłego, życzliwego człowieka z ogromnym poczuciem humoru.
Wydawnictwo ZNAK, 2010 Forma wydania: elektroniczna Liczba stron (papier): 208 Moja ocena: 4,5/6