Po niechlubnym zakończeniu małżeństwa Teodor Szacki opuszcza również Warszawę i cumuje w Sandomierzu. Miasto zauroczyło go podczas pierwszego pobytu, jednak kiedy przyszło mu tu zamieszkać, okazało się szare, nudne i zaściankowe. Nawet sprawy, które prowadzi, są jakieś takie przeciętne. Ale do czasu. Pewnego dnia przy dawnej synagodze odkryte zostają zwłoki kobiety. Po dokładniejszych oględzinach okazuje się, że morderstwo przypomina rytualny ubój zwierząt. Media podchwytują ten trop i sugerują związek morderstwa z Żydami, których kiedyś w Sandomierzu było wielu, Szacki jednak sprawdza każdą poszlakę, wie bowiem, że za zasłoną może go oczekiwać coś całkiem odmiennego. Niebawem pojawiają się kolejne trupy.
Szacki, odkąd przeprowadził się do Sandomierza, jest człowiekiem dość samotnym. Przez miejscowych traktowany z dystansem, sam nie ma okazji ani chęci wchodzić w bliższe relacje. Nawet seks traktuje jako przymus. Wychudzony i zaniedbany coraz bardziej pogrąża się w smutnych myślach.
Sprawa morderstw zmienia jego sytuację diametralnie. Nagle musi zacząć bliżej współpracować z osobami, w stosunku do których trzymał dystans, czemu sprzyjały obustronne uprzedzenia. Zagadka wciąga Szackiego i przestaje on pogrążać się w beznadziejnych rozważaniach, wchodzi też w bliższe relacje ze współpracownikami (i współpracownicami). Jednak musi zdawać sobie sprawę, że w tym małym światku wszyscy się znają i wszyscy mają coś do ukrycia.
Miłoszewski nieco miejsca poświęca stosunkom policja/prokuratura – media. Szacki musi się nieźle nagomnastykować, żeby zachować kamienną twarz w kontaktach z natarczywymi dziennikarzami. Sprawiają oni wrażenie, że dobro śledztwa się nie liczy. Liczy się chwytliwy tytuł i popularny artykuł. A że będą w nim insynuacje i nieprawda? Jutro nikt już nie będzie o tym pamiętał, a tekst napisze się nowy.
Sandomierz w oczach Szackiego to ponura, prowincjonalna mieścina, przynajmniej do czasu, kiedy opuszczą go smutne myśli. Kiedy jednak rozwiązuje sprawę i wokół niego pojawiają się ludzie, których ceni, w dodatku nadchodzi wiosna, staje się on urokliwym miejscem.
Miłoszewski chyba lubi wyciągać trudne tematy i puszczać je w obieg literacki. W Uwikłaniu była to kontrowersyjna teoria ustawień, tym razem odkurzył antysemityzm i wykorzystał stereotypy aby stworzyć nastrój małomiasteczkowego zaduchu. Postać Szackiego nie jest również wolna od szufladek. Związek z młodą kobietą traktuje po trosze jak przymus, a ją samą traktuje dość lekko, do czasu, kied dowiaduje się o jej osiągniąciach. Zresztą stereotypy damsko-męskie pojawiają się częściej i nie zawsze ich wplecenie jest udane.
Tematy społeczne pojawiają się w postaci powierzchownych wzmianek, tylko o tyle uwypuklone o ile potrzebne to jest w wątku kryminalnym. Sama intryga natomiast wyraźnie dominuje. Czytelnik otrzymuje ostrożnie dawkowane szczegóły i jeśli trybiki zaskoczą, ma szansę odgadnąć zagadkę. Kiedy już poznałam rozwiązanie, wydawało się takie oczywiste, ale w trakcie czytania nie udało mi się dotrzeć do sedna.
Wydawnictwo W.A.B., 2011
Forma wydania: ebook
Liczba stron (papier): 365
Moja ocena: 4,5/6
Jeden komentarz do “Ziarno prawdy – Zygmunt Miłoszewski”