Czesi są naszymi bliskimi sąsiadami, więc wydawałoby się, że w porównaniu z innymi nacjami, powinniśmy znajdować wiele podobieństw do nich. Jednak z każdą przeczytają książką czy artykułem dowiaduję się, że jednak sporo nas różni.
Zrób sobie raj to druga książka Mariusza Szczygła o naszych południowych sąsiadach, jaką przeczytałam (pierwszą była Gottland). Autor rozmawia z artystami, twórcami i zwykłymi ludźmi chcąc odkryć jacy są, co myślą, jak postępują. Porusza tematy często trudne, u nas obłożone tabu i uświęcone tradycją. Mówi o seksie, śmiechu, wierze, śmierci – o zwykłym życiu.
Jedną z cech, jakie kojarzą mi się z Czechami to poczucie humoru. Śmiech może być lekarstwem na wiele przypadłości, może być bronią albo buforem. Sam zaś Havel spytany kiedyś, dlaczego nie należy być zbyt poważnym, odparł, że człowiek poważny jest strasznie śmieszny. s. 217.
To co w naszym kraju ustawione jest na piedestale, co przeżywa się mocno, patetycznie i publicznie, w Czechach jest przeżyciem osobistym. Tak właśnie jest ze śmiercią. To kraj, gdzie zniesiono zasiłki pogrzebowe, ponieważ niemal nie ma tam pogrzebów. Ciała najczęściej poddawane są kremacji a urny nie zawsze odbierane przez rodziny. Jeden z rozmówców opowiada o tym, dlaczego nie odebrał urny swojej matki. Otóż był to jego sposób na wyzwolenie się spod jej wpływu. Przez całe życie kontrolowała go, chciała kierować jego życiem, po jej śmierci więc syn zadbał o to, żeby trzymać ją na dystans. Urnę ostatecznie odebrała jego żona, której matka nie akceptowała. To jakby kara za nadmierną ingerencję w cudze życie. Co charakterystyczne dla opowiedzianych historii, dla syna kompletnie nie liczy się to, co mogliby powiedzieć na to inni – rodzina, sąsiedzi, znajomi. To jego próba rozliczenia się ze swoim życiem. Robi to dla siebie i nikt się w to nie wtrąca, to sprawa osobista.
Podobnie jest z wiarą. To w co wierzy Czech, to jego prywatna sprawa. Nie jest w zwyczaju uzewnętrznianie uczuć religijnych i publiczne odprawianie rytuałów. Każdy swoją wiarę, jeśli oczywiście wierzy w jakiegoś boga, przeżywa w samotności. Jednocześnie, mimo, że większość Czechów deklaruje niewiarę, nie można mówić o upadku moralności. Moralność jest zatem związana z życiem społecznym, a nie z jakąkolwiek religią. Tak sobie myślę, że dopiero w takim społeczeństwie, gdzie rytuały i poglądy religijne nie straszą zza każdego rogu, można mówić o prawdziwej wolności światopoglądu. Kiedy żyje się wśród wyznawców określonej religii, osoby z nią niezwiązane czują się wyobcowane i nierozumiane, gdy nie wypełniają tych czynności wraz z innymi. Wielu zresztą podporządkuje się temu jako tradycji, chociaż sami nawet często nie wiedzą jakie jest znaczenie tego co robią. Na koniec cytat, który ładnie to wszystko podsumowuje i właściwie żaden dodatkowy komentarz nie jest tu potrzebny: Znam nawet Polaków, którzy są niewierzący, a chodzą do kościoła. (…) Ci moi znajomi Polacy, to nawet komunię przyjmują, chociaż w Boga nie wierzą ani trochę. Ateiści, którzy chrzczą dzieci – mnie się to w głowie nie mieści. A koleżanka Polka mówi mi: „A co mam robić? Jak się rodzicom na oczy pokazać? Dla świętego spokoju ochrzciliśmy”. To zupełnie jak u nas za komunistów. Tylko milion ludzi należało do partii, prawdziwych komunistów pewnie było jeszcze mniej, ale na 1 Maja chodzili wszyscy, bo bali się nie pójść. I tak jest z Polakami, boją się nie pójść do kościoła (s. 263).
Porównując obie książki, Gottland mocno bazuje na historii powojenej Czech, a w szczególności na okresie władzy komunistcznej, oraz losach ludzi wówczas żyjących. Zrób sobie raj jest nieco lżejsza, choć dotyka tematów bardzo poważnych. Odnoszę wrażanie, że Mariusz Szczygieł pisząc o sprawach poważnych stosuje dystans i nieco ironiczne spojrzenie na oba kraje – Polskę i Czechy, podobnie jak robią to nasi południowi sąsiedzi. Jego tekst jest zwięzły choć obrazowy. Jak sam pisze: nie lubi książek z gumy (s. 282).
Wydawnictwo Czarne, 2010 Liczba stron:289 Forma wydania: papierowa Moja ocena: 5/6