Liz Gilbert traci wszystko, co do tej pory wydawało jej się ważne. Małżeństwo się rozpada, zostaje bez domu, pieniędzy i perspektyw. Ale odbija się od dna i aby ratować co się da rozpoczyna specyficzną terapię. Jedz, módl się, kochaj, tytuł książki, odzwierciedla etapy tej terapii.
Zaczyna od przyjazdu do Włoch, gdzie skupia się na przyjemnościach. Poznaje nowych przyjaciół z którymi na nowo uczy się korzystać z życia, zasmakowała we włoskiej kuchni, Włochach i całej Italii. Kiedy już nieco podbudowała poczucie własnej wartości, jedzie do Indii, do aśramy, gdzie chce osiągnąć wyciszenie, medytować i spotkać się z Bogiem. O ile włoska część napisana jest dość lekko, w Indiach dominuje duchowość, rozważania religijne, medytacje, choć tu również pojawiają się ciekawi ludzie. W rozmowach z innymi adeptami czyni spostrzeżenia na temat własnych problemów. Liz udaje się spełnić wszystkie założenia pobytu w aśramie i po zakończeniu sezonu jedzie na Bali. Dwa lata wcześniej balijski szaman zapowiedział jej że jeszcze do niego wróci, co niniejszym czyni. Życie Balijczyków jest niezwykle uporządkowane. W każdej chwili znają swoje miejsce w rodzinie, klanie, kaście i w tym upatrują swoje szczęście i poczucie równowagi życiowej. Dają też znać o sobie pewne różnice kulturowe. Znajduje przyjaciół, ale ciągle jest dla nich także amerykańską turystką.
Na Bali, kiedy odzyskuje równowagę, spotyka również miłość. Chyba dopiero teraz, kiedy uporządkowała swoje życie i emocje, Liz jest w stanie podbić serce mężczyzny, który myśli nie tylko o sobie ale również o niej. Może jeśli nie kochamy siebie, to nie jesteśmy w stanie przyciągnąć do siebie kogoś, kto by o nas dbał?
Dopóki czytam o takich czy innych czynnikach wpływających na emocje, czy wywołujących emocje, wszystko rozumiem. Mogę takie tematy roztrząsać godzinami. Ale kiedy cokolwiek wiąże się z religią, jakąkolwiek, to słowa przelatują obok mnie a do mnie nie trafiają. Nic nie rozumiem, jakby ktoś nagle zaczął mówić w innym języku. Gdy ktoś pisze: „przenoszę się przez portal wszechświata, by opaść na sam środek dłoni Boga” to czuję się zagubiona.
Książka napisana jest jako relacja z podróży i zapis odrabiania strat po nieudanym etapie życia, poszukiwania siebie, ale można ją chyba potraktować jako poradnik. Wyłania mi się z niej takie przesłanie: do szczęścia potrzebujesz tylko trzech rzeczy: zdrowego ciała, zdrowego ducha i zdrowych emocji. Tylko i aż, bo kto z nas może się poszczycić tym, że wszystkie te aspekty życia ma zdrowe i uporządkowane?
Dom Wydawniczy REBIS, 2007 Tłumaczenie: Marta Jabłońska-Majchrzak Liczba stron: 487 Forma wydania: papierowa Moja ocena: 4/6