Liczba stron: 396
Forma wydania: papierowa
Moja ocena: 5/6
Książka Małgorzaty Wardy „Nikt nie widział, nikt nie słyszał…” trafia w moje ręce przypadkiem. Kilka miesięcy wcześniej w rozmowie ze znajomą dowiedziałam się, że „Warda pisze fajnie”. Jakiś czas później, podczas składania zamówienia w księgarni internetowej przypomniała mi się ta rozmowa i pomyślałam, że może właśnie nadarza się okazja, żeby poznać nową autorkę.
Akcja toczy się równolegle w kilku miejscach a bohaterów łączy fakt, że w jakiś sposób są powiązani z zaginięciami dzieci. Poznajemy również życie rodziny, w której zaginęło dziecko. Dla mnie sytuacja nie do wyobrażenia. Kogoś znamy, mamy w rodzinie, mamy z nim bliskie relacje, i nagle ten ktoś znika bez śladu. Poznajemy również życie osób porwanych – ich losy w ciągu kilku lub kilkunastu lat i próbujemy dopasować, czy ta osoba to ta porwana przed laty. Wątki przeplatają się, rozwiązanie jest coraz bliżej. Losy osób pokazane są fragmentarycznie ale dość wnikliwie, ich poszukiwania tożsamości, kłopoty z zaakceptowaniem sytuacji, urywki wspomnień. Powieść skonstruowana jest w taki sposób, że czyta cię z zapartym tchem, jak kryminał, jednak, kryminałem bym jej nie nazwała. Książka jednocześnie wciąga, wzrusza i wymaga refleksji. Takie lubię.
2 komentarze do “Nikt nie widział, nikt nie słyszał… – Małgorzata Warda”