Liczba stron: 151
Forma wydania: papierowa
Moja ocena: 4,5/6
Przemysław Semczuk zebrał w tej książce artykuły, które zostały wcześniej wydane w Newsweeku. Wszystkie opowiadają o tragediach, które wydarzyły się w latach 1951-1980, ale ze spisu na końcu książki wynika, że było tych katastrof o wiele więcej, w dodatku opisane są one jako te największe.
Do katastrofy dochodzi zazwyczaj w wyniku splotu nieprzewidzianych wypadków, ludzkiej głupoty i zaniedbania, a kiedy już o niej dojdzie, zaczynamy szukać winnego – prowadzone jest dochodzenie, żeby wyjaśnić co i dlaczego się wydarzyło. Jednak w czasach szczęśliwie minionych oprócz oficjalnego dochodzenia toczyło się również śledztwo SB. Państwo komunistyczne miało być z założenia państwem bezpiecznym. Wszelkie niepowodzenia i katastrofy to wynik sabotażu, zostaje tylko znaleźć winnego, albo… stworzyć go.
W notce o książce Uchodźcy z Korei Północnej wspominałam o zdobywaniu twardych dewiz przez władze północno-koreańskie za pomocą handlu narkotykami. Okazuje się, że Polska Ludowa też szmuglowała kontrabandę – dostarczaliśmy np. broń do Bejrutu.
Autor pisząc reportaże, dotarł do dokumentów i relacji świadków. Odmalował nam atmosferę tych lat, kiedy życie pojedynczego człowieka było niczym w porównaniu z obrazem państwa bezpiecznego i spokojnego a dobre stosunki z ZSRR miały pierwszeństwo.