Wśród wielu fejsbukowych wydarzeń udało mi się wyłuskać to z wiele obiecującym tytułem Szlakiem Dolnej Wisły. Nigdy wcześniej nie brałam udziału w wydarzeniach organizowanych przez PTTK, tym razem nadarzyła się okazja, żeby to zmienić.
Po wstępnych formalnościach wyruszyliśmy z przystanku przy kościele Św. Elżbiety kierując się na południe. Trasa wiodła przez miejscowości: Gdańsk, Tczew, Małe i Wielkie Walichnowy, Gniew, Opalenie, rezerwat Wiosło Małe, Leśnictwo Dębiny, Piaseczno, Gdańsk. Przez całą drogę, a także na przystankach ciekawostki opowiadał przewodnik PTTK Pan Krzysztof Kruszyński
W miejscowości Walichnowy obejrzeliśmy zabytkowy kościół, w sporej części wyremontowany, i poznaliśmy Pana Mariusza Śledzia, miejscowego regionalistę, który dość szeroko zapoznał nas z historią kościoła, ale także z historią osadnictwa i rozwoju gospodarczego Niziny Walichnowskiej. Więcej na ten temat możecie przeczytać na opracowanej przez niego stronie .
W kruchcie kościoła umieszczona jest tablica z oznaczonymi zasięgami powodzi w poszczególnych latach.
Za terenem cmentarza widać z daleka wał przeciwpowodziowy.
Napisy na płytach i krzyżach przypominają o długoletniej historii wspólnego osadnictwa ludzi różnych kultur.
Kamienne słupki przy wejściu do kościoła wykonano z gdańskich przedproży z ulicy Długiej.
W Gniewie posłuchaliśmy jak konstruowano zamki krzyżackie tego typu jak gniewski, ale także podejrzeliśmy trening grupy rekonstrukcyjnej.
Kolejny przystanek to okolice Opalenia, gdzie zobaczyć można przęsła po moście drogowo-kolejowym, który łączył Smętowo z Kwidzynem, a także wały wiślane. Wały obejrzeliśmy dość dokładnie, ponieważ spora część naszej trasy wiodła wzdłuż nich.
Wracając zwróciliśmy uwagę na wyraźną krawędź wysoczyzny w tym miejscu.
Dalej pojechaliśmy do rezerwatu Małe Wiosło, stworzonego dla ochrony roślin ksenotermicznych, oraz odwiedziliśmy pomnik ku pamięci Gotlieba Schmidta, odpowiedzialnego za zaprojektowanie regulacji odcinka Dolnej Wisły.
No i takie widoki na Dolinę Wisły:
Na zakończenie trzeba było się posilić po całym dniu. Skorzystaliśmy z gościnności miejscowego leśniczego, Pana Aleksandra Zwolaka, który udostępnił nam ponad stuletnią stodołę zbudowaną bez użycia metalowych gwoździ, ładnie urządzoną, otwartą na ognisko, które w ten deszczowy dzień już na nas czekało.
Tu, dzięki wyjątkowej uprzejmości leśniczego, przewodników i organizatorów wycieczki, w przyjemnej atmosferze delektowaliśmy się tym, co tam kto miał.
Mimo dość uciążliwej pogody wycieczka się udała, humory dopisywały, a w takiej atmosferze, to i wiedza jakoś łatwiej w głowach zostaje :).
PS. Wiem, zdjęcia do niczego, ale mam do nich sentyment :).