Forma wydania: ebook
Liczba stron (papier): 256
Moja ocena: 3/6
Kiedy media odkryły, że prezydent Kennedy miał kochankę, i że jest nią Mimi, postanowiła ona wydać oświadczenie, a następnie spisać swoje wspomnienia z tego czasu, aby mediom zamknąć usta. Oświadczenie to rozpoczyna tę książkę, od początku wiemy więc jak się rzez miała. Mimi opisuje swoją sytucję w czasach, kiedy była uczennicą, opisuje siebie w młodości, swoje zainteresowanie dziennikarstwem i prowadzenie szkolnej gazetki. Kiedy pojawia się możliwość odbycia stażu w biurze prasowym Białego Domu, uznaje, że jest to świetna okazja, żeby się czegoś nauczyć, a także zajęcie bardzo prestiżowe. Praca w Białym Domu to również początek czegoś, czego nie planowała. Kilka dni po rozpoczęciu stażu rozpoczął się jej romans z najpotężniejszym człowiekiem na świecie – prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Mimi Alford stara się przytoczć swoje ówczesne myśli, spostrzeżenia, opisuje wyjazdy służbowe, godziny oczekiwania na telefon od Kennedy’ego. Przez pewien czas prowadzi podwójne życie, uczy się mieszkając w internacie, ale czasem dzwoni Dave i zaprasza na randkę z prezydentem.
Przez cały czas zastanawiałam się dlaczego Mimi zaangażowała się w tę historię. Czy był to urok JFK, czy potęga władzy? A może wychowanie i etyka tamtych czasów? Mimi wspomina swoją rodzinę jako kochającą i dbającą o dzieci. Jednak wpajano dzieciom inne zasady niż dziś. Z jakiegoś powodu Mimi opowiada swojemu narzeczonemu historię romansu i godzi się zachować tę sprawę w tajemnicy. Pozbywa się wszystkich prezentów jakie dostała od Kennedy’ego, stara się wyprzeć te zdarzenia ze swojego życia. Historia ta jednak cieniem kładzie się na jej małżeństwie. Z czasem małżonkowie oddalają się od siebie i dochodzi do rozwodu. Mimi jest przekonana, że przyczyną jest tajemnica. Zgodnie z zasadą jaką zauważyła w domu swojego męża, o rzeczach trudnych się nie rozmawia, pomija się je, uważa za nieobecne. Tak i ta historia zamieciona pod dywan, zaowocowała z czasem obojętnością i koniecznścią rozstania, tak przynajmniej przedstawia to Mimi Alford. Nie było między nimi również rozmów o potrzebach małżonków i bliskości. Na ile jest to rzecz charakterystyczna dla lat sześćdziesiątych a na ile dla całej klasy lub rodzin z niej się wywodzących?
Obraz nakreślony przez autorkę skłania jednak do wniosku, że romans z prezydentem sam w sobie nie był przyczyną późniejszego nieudanego życia osobistego. Była nią nieumiejętność wyrażania i egzekwowania własnych potrzeb, zarówno kiedy decydował się los romansu jak i późniejszego małżeństwa. Mimi nie została tego nauczona. Czasem wydaje mi się, że nie umiała nawet uświadomić sobie, że jakieś ma. Może dlatego tak bezrefleksyjnie zaczęła spotykać się z prezydentem nie zastanawiając się czego tak naprawdę chce. Czy tego uczono wtedy młode panny? Miały być bezwolne, wykonywać swoje obowiązki i niczego się w zamian nie domagać? Tak wyobrażam sobie młodą Mimi. Dopiero z czasem, kiedy dojrzała, była już kobietą po przejściach, zaczęła zdawać sobie sprawę z własnych potrzeb i aspiracji. Napisanie tej książki – spowiedzi, relacji – może być próbą rozliczenia tego okresu bezwolnego życia jako trybika w maszynce społecznej. Uświadomienie sobie swoich potrzeb zaowocowało szczęsliwym związkiem. Była w stanie wyrazić swoje oczekiwania, była też w stanie otworzyć się na oczekiwania partnera. Oboje mogli cieszyć się wspólnym przeżywaniem swojego związku.
Nie oczekuję, że wspomnienia osoby, która nie ma doświadczenia pisarskiego będą majstersztykiem. Spodziewam się, że będą napisane wprost, zwykłym, codziennym językiem, ale że będzie się je czytało dobrze. Tymczasem wspomnienia Mimi przypominają bardziej protokół policyjny. Są suche i drętwe przez co czyta się je dość mozolnie.
Jeden komentarz do “Stażystka. Mój romans z prezydentem Kennedym i jego skutki – Mimi Alford”