Tropy wiodą przez prerię – Wiesław Wernic

Wiesław Wernic - Tropy wiodą przez prerię (okładka)
Wiesław Wernic – Tropy wiodą przez prerię (okładka)

Do szpitala w Milwaukee trafia ranny mężczyzna. Rana w nodze niestety nie chce się goić i grozi mu amputacja. W porę pojawiają się jego znajomi  – dwóch Indian z plemienia Czarne Stopy. Zastosowanie ich ziołowych specyfików doprowadza do wyleczenia i Karol Gordon może cały i zdrowy opuścić szpital. W tym krótkim czasie między Karolem i jego lekarzem, Janem, zawiązuje się zalążek przyjaźni i umawiają się na wiosnę na wyprawę na prerię. Niespodziewanie wyprawa krajoznawcza przeradza się w pogoń za mordercą i poszukiwanie złota z przygodami.

Wiesław Wernic uważany jest za polskiego Karola Maya. Po przeczytaniu tej książki określenie to wydaje się aż nazbyt adekwatne. Co jakiś czas przeżywałam deja vu. Już samo rozpoczęcie preriowej przygody – podróż w towarzystwie doświadczonego trapera – kojarzy się bardzo ze zdobywaniem preriowych szlifów przez Old Shatterhanda, tego się jednak nie czepiam, każdy musiał jakoś zacząć. Ale później losy głównych bohaterów książek Winnetou i Tropy wiodą przez prerię, (a jednocześnie alter ego autorów) wykazują pewne podobieństwo. Doktor Jan, podobnie jak Old Shatterhand jest żółtodziobem, ale to właśnie jemu ciągle coś się udaje. To Jan pierwszy spostrzega poszukiwany trop, podobnie jak Old Shatterhand (w tej scenie, kiedy podziwia odcisk podobny do filiżanki), to on wychodząc na polowanie trafia kozła, a jego bardziej doświadczeni towarzysze wracają z niczym, to on w końcu zabija niedźwiedzia (co prawda niedźwiedź ginie od kuli, a nie od noża jak w przypadku Old Shaterhanda, ale za to walka jest brawurowa, również na bliską odległość) i nabywa tym samym prawo do noszenia naszyjnika z kłów i pazurów. Podobnie jak u Maya na kolację bohaterowie mają niedźwiedzie łapy, wielki podobno przysmak. Czerwona Chmura wreszcie, kiedy jest przejęty, podobnie jak Winnetou wyraża emocje. Do dziś pamiętam ten fragment: „Uff, uff – powiedział Winnetou”. U Wernica jest tylko jedno uff, ale to i tak za dużo. Podobieństw można znaleźć więcej, w większości dotyczą one sposobów radzenia sobie na prerii. Tych już nie wymieniam, bo być może są one uniwersalne, ale ogólnie klimat przygód doktora Jana i spółki bardzo przypomina Winnetou Karola Maya.

Czytam w Wikipedii, że Wernic książek Maya nie cienił. Dlaczego więc tak wiele wspólnego widać w ich utworach? To przypadek? Korzystali z tych samych źródeł? Nie mam pojęcia. Mam taką teorię, że skoro to pierwsza opublikowana książka Wernica (wg chronologii wydarzeń czwarta), to może nie poświęcił zbyt wiele czasu na zdobywanie informacji o życiu na prerii, a pisał wykorzystując to, czego do tej pory się dowiedział.  Łudzę się więc, że kolejne tomy będę czytać bez tego wrażenia wtórności, bo może autor postarał się czerpać wiedzę z innych źródeł (był nawet w Kanadzie i spotkał się z Indianami, w przeciwieństwie do Maya), albo będzie się opierał na książkach, których nie czytałam. W gazecie jest m.in. opis jak to się zaczęło.

Książka na pewno spodoba się czytelnikom, którzy nie lubią długich opisów i nie czytali Winnetou. Przygody przyjaciół opisane są bardzo sprawnie i obrazowo. Nie ma dłużyzn, ciągle coś się dzieje, napięcie jest odpowiednio stopniowane. Widać, że autor jest przychylnie nastawiony do Indian i nie powiela negatywnych stereotypów. Jednak jego indiańscy bohaterowie są posągowi, nieprzystępni i zadziwiająco rozsądni.

Do tej lektury zachęciła mnie chęć powrotu do tematyki westernowej, jednak ten tom mnie nieco zawiódł przez zbyt duże podobieństwo do Winnetou. Mam nadzieję, że z kolejnymi tomami Sagi traperskiej będzie lepiej.

Przy okazji znalazłam ciekawy artykuł o literaturze westernowej, dla chętnych.

Wydawnictwo Agora S.A., 2014
Forma wydania: ebook
Liczba stron: 223
Moja ocena: 3,5/6
rating stars 3,5

2 komentarze do “Tropy wiodą przez prerię – Wiesław Wernic

Dodaj komentarz