Assegai przenosi nas do Wschodniej Afryki. Na pograniczu kolonii Niemieckiej i Brytyjskiej, mimo, że tak daleko od Europy, daje się wyczuć napięcie polityczne przed I Wojną Światową. Uwagę Brytyjczyków zwraca uwagę niemiecki baron – milioner i konstruktor, który wybrał Afrykę na realizację swoich tajemniczych planów.
Głównym bohaterem jest Leon Courtney, syn Ridera i Safron z Triumfu słońca. Jego kariera jako wojskowego trwa krótko z powodu nieporozumień z przełożonym. Trafia do firmy zajmującej się organizacją polowań, gdzie oprócz codziennych obowiązków wykonuje pracę wywiadowczą dla wuja, Penroda Balantyne’a. Zawiera też ciekawe znajomości, ponieważ firma otrzymuje zlecenia od ważnych, bogatych, ekstrawaganckich osób.
Leon, podobnie jak inni członkowie rodziny, potrafi znaleźć wspólny język z miejscową ludnością, z niektórymi Masajami się przyjaźni, a oni pomagają mu w kluczowych momentach opowieści. Autor zwraca też uwagę na to, że wiek temu podejście do przyrody było diametralnie różne. Lwy były wówczas uważane za szkodniki i tępiono je, dziś natomiast safari dla myśliwych nie kojarzy się dobrze. Liczebność zwierząt spada, przyroda ubożeje, przez internet przewijają się kolejne akcje w obronie przyrody. Wówczas jeszcze nie myślano o tym, że eksploatacja środowiska powinna mieć pewne granice, dziś tworzy się rezerwaty.
Leon to nieodrodny syn Courtney’ów – sprytny, sprawny, uczciwy ale nieco narwany. Wykonuje swoje zadania, zdobywa uznanie i kolejnych przyjaciół, ale raz po raz pakuje się w kłopoty. Jego pracę komplikuje uczucie, które kiełkuje w najmniej odpowiednim momencie.
Wątek romansowy ponownie jest najsłabszym elementem powieści. Smith potrafi pięknie opowiadać, bez gadulstwa, zwięźle, obrazami niemal, nie potrafi jednak pokazać miłości tak, aby nie kojarzyła się z Harlekinem. Trudno mi zdecydować, czy wolę kiedy Smith przedstawia miłość zwierzęcą i namiętną czy naiwnie romantyczną. Jedna i druga jest w jego wydaniu ciężkostrawna.
Mocną stroną książki jest natomiast wykorzystanie sytuacji politycznej do stworzenia atmosfery i tła przygód Leona. Autor nie zamęcza czytelnika szczegółami, zarysowuje tylko tło i w tych ramach biegną dalsze wydarzenia, które dość mocno związane są z rdzenną ludnością Afryki. Malownicze krajobrazy, opisane zwyczaje, ludność tego obszaru tworzą obraz, który buduje mit Afryki jako kraju pięknego i bogatego przyrodniczo, przyciągającego przybyszów z Europy i Ameryki, niemal ziemi obiecanej.
Trudno będzie czytać tę książkę osobom wrażliwym na cierpienia zwierząt. Z racji zawodu Leona, Smith opisuje kilka wypraw z klientami. Opisy polowań nie są tym, co czytam z przyjemnością, a tutaj, trudno od tego uciec.
Assegai nie odbiega zbytnio od pozostałych części cyklu Saga rodu Courtney’ów. Jest równie sprawnie napisana jak pozostałe tomy, a młodocianą miłość można jakoś przeboleć.
Chronologicznie Assegai następuje po książce Odgłos gromu, jednak bohaterowie bardziej związani są z postaciami z Triumfu słońca.
Wydawnictwo A. Kuryłowicz/Albatros, 2010 Forma wydania: papierowa Liczba stron: 527 Moja ocena: 4,5/6